Kliknij tutaj --> 🦕 bunt trzylatka dorota zawadzka
Bliźnięta potrafią dać się we znaki, nic więc dziwnego, że wielu rodziców stara się zapanować nad chaosem, traktując dwoje dzieci jak jedno. Niestety, ubiera
Genealogy for Dorota Zawadzka (Makosiej) (deceased) family tree on Geni, with over 230 million profiles of ancestors and living relatives. People Projects Discussions Surnames
Dorota Zawadzka opublikowała wstrząsające wyznanie. Znana gwiazda popularnego niegdyś show "Superniania" opowiedziała o swoim pierwszym porodzie, który okazał się skrajnie traumatycznym przeżyciem dla 26-letniej wówczas kobiety. Historia przyprawia o dreszcze. W latach 2006-2008 cała Polska śledziła kolejne odcinki programu "Superniania", który dostarczał nie tylko emocji, ale
Site Rencontre Gratuit Homme Et Femme. Opublikowano: 2013-08-05 15:13:04+02:00 · aktualizacja: 2013-08-05 15:18:09+02:00 Dział: Polityka Polityka opublikowano: 2013-08-05 15:13:04+02:00 aktualizacja: 2013-08-05 15:18:09+02:00 Fot. Facebook Nieoczekiwanie wraca temat "Superniani" i leków, które dzieci przyjmowały w programie. Dorota Zawadzka, w wywiadzie dla tygodnika "Wprost" potwierdziła posiadaną przeze mnie wiedzę, którą nie mogłam się podzielić szczegółowo ze względu na dobro dziecka i tajemnicę dziennikarską. Dziś wyręczyła mnie jednak pani Zawadzka, zdradzając kulisy sprawy. Przypomnę jednak po kolei, o co chodziło w całej sprawie. W reakcji na uruchomienie przez MEN nachalnej promocji reformy, na mocy której sześciolatki muszą pójść do pierwszej klasy, a na potrzeby której to promocji w spotach reklamowych wystąpiła Dorota Zawadzka, napisałam krytyczny tekst, w którym podzieliłam się swoimi wątpliwościami co do kompetencji Superniani. Swoje zdanie opierałam nie tylko na tym, co widzieliśmy w reality show, emitowanym przez stację TVN, ale także na znanych mi kulisach jednego z programów, o którym wiedziałam, że poprawa zachowania dziecka wynikała nie tylko z metod psychologicznych, ile z przyjętych leków. Ten tekst wywołał burzę, plotkarskie portale posądziły Dorotę Zawadzką o podawanie dzieciom leków, a sama psycholog zaapelowała, bym zawiadomiła prokuraturę, jeśli wiem o popełnieniu przestępstwa. Ponieważ jednak nie mogłam zdradzać szczegółów sprawy, żeby nie narazić rodziców na konieczność płacenia kary wynikającej z umowy podpisanej z TVN oraz ze względu na dobro dziecka, doprecyzowałam tylko, że znana mi sprawa nie nosiła znamion popełnienia przestępstwa oraz że nie było moim celem sugerowanie, że leki podawała Zawadzka. Napisałam też, że nie wiem czy Superniania o sprawie wiedziała. Najwięcej jednak emocji - w związku z komentarzem, który opublikowałam na portalu roku, pt.: „Rodzice, nie dajcie się! MEN znów uderza propagandą” - wzbudziła wzmianka dotycząca jednego z odcinków programu „Superniania”. Chodziło o podanie dziecku leku, na skutek którego było ono spokojniejsze. Nie napisałam, że zrobiła to pani Dorota Zawadzka, nie sugerowałam także, że kiedykolwiek podawała dzieciom leki. Nie wiem czy wiedziała o wspomnianej przeze mnie sytuacji, która miała miejsce, a która była dość szczególnego typu. Jednak w myśl przepisu art. 15 prawa prasowego jestem zobowiązana do utrzymania w tajemnicy nazwiska osoby, która udzieliła mi informacji na temat kulis programu „Superniania”. Sytuacja, o której wspomniałam, nie nosiła, według mojej wiedzy, znamion przestępstwa. Komentarz zaś uściśliłam tak, by przekaz nie budził wątpliwości. Dziś w tygodniku „Wprost” Dorota Zawadzka sama zdradza kulisy tamtej sprawy, potwierdzając moje słowa i wiedzę. Idzie nawet krok dalej, przyznaje bowiem, że o lekach wiedziała, a tego typu przypadków było kilka: Wprost: Leki były podawane? Dorota Zawadzka: Tylko zalecone wcześniej przez lekarza, pod którego opieką było dziecko. Wprost: Dlaczego dzieci leczone psychiatrycznie, będące pod wpływem leków, brały udział w programie? Dorota Zawadzka: Dlatego, że prosili o to ich rodzice. To są dzieci, które z tymi lekami żyją, chodzą do szkoły, bawią się z innymi dziećmi. Prowadzą normalne życie. Dlaczego miałyby nie brać udziału w programie? Był taki chłopiec, który mamusię strasznie denerwował. Miał ADHD. Ona czasem podawała mu zwiększone dawki leków i mówiła, że jak da, to dziecko jest spokojniejsze. Wprost: I pani o tym wiedziała? Dorota Zawadzka: Tak, gdy się o tym dowiedziałam, to zawieźliśmy ją do psychiatry z dzieckiem i lekarz zabronił dawać zmienione dawki. Zmienił też chłopcu leki. Były też inne dzieci biorące leki. Nie ingerowałam w żadnym przypadku, jak są leki podawane. Czyli jest tak, jak pisałam, sytuacja nie nosiła znamion popełnienia przestępstwa. Leki były w istocie przepisane przez lekarza. Jednak wiedza o tym, że dziecko występowało w programie pod wpływem leków, dała mi prawo wątpić w skuteczność metod psychologa w tych przypadkach. Wiedziałam bowiem, że poprawa zachowania dziecka wynikała nie tylko z metod Doroty Zawadzkiej. A udział pani Zawadzkiej w kampanii MEN i wmawianie rodzicom, że reforma jest dobra, wciąż oceniam krytycznie. Psycholog Marta Mauer-Włodarczak z poradni psychologicznej SENSiTy komentuje tę sprawę: Nie należy brać do programu dzieci, które biorą leki, bo te wpływają na ich zachowanie. Takie dzieci powinny być pod indywidualną opieką, w żadnym wypadku nie nadają się do telewizji. To dla nich ogromny stres i bodziec pobudzający. Każdy psycholog wie, że nie da się przewidzieć zachowania takiego dziecka w sytuacji stresowej, w sytuacji, w której odbiera silne bodźce. W mojej ocenie branie takiego dziecka do programu, to złamanie zasad etyki pracy. Równie dobrze można by wziąć do programu dziecko w psychozie, bo rodzice prosili....Może warto też zadać pytanie, co jeszcze Superniania jest skłonna zrobić na prośbę rodzica? A przecież w tym samym wywiadzie Dorota Zawadzka mówi, że: To nie prawda, że rodzice wiedzą, co jest najlepsze dla ich dziecka. Uważam, że powinno się słuchać specjalistów. Czy ktoś jeszcze nadąża? Publikacja dostępna na stronie:
O buncie dwulatków krąży wiele historii. Często nie chcą jeść, z dala trzymają się od kąpieli, a większość nowo poznanych osób witają kopniakiem w kostkę. Okazuje się jednak, że dwuletni maluch to nie najgorsze, co czeka rodziców. Zdecydowanie bardziej silne napady złości i histerii pojawiają się u trzylatków. Bunt dwulatka jest przereklamowany. Zobacz film: "Poznaj fakty o rozwoju dwulatka" 1. Dziecko też może mieć gorsze chwile - Dzieci w różnym wieku przechodzą okresy buntu. Pierwszy pojawia się ok. trzeciego roku życia. Wtedy często robią się nerwowe i nieprzyjemne dla innych, w tym także dla rodziców. Jeśli dziecko jest kochane, niegrzeczne i niewdzięczne zachowania tłumaczyłabym buntem (jeśli trwają dłużej) i zmianą nastroju (gdy trwa to chwilę). Każdy z nas, dzieci także, ma przecież prawo do gorszych chwil. Do smutku, złości i innych emocji uznawanych za negatywne – mówi dla WP parenting Monika Kotlarek, psycholog i autorka bloga „Psycholog-pisze”. Wychowanie dziecka wymaga wielkiej empatii i jeszcze większych pokładów cierpliwości. Zachowania trzylatka możemy nawet porównać do okresu buntu wśród nastolatków – tak przynajmniej wynika z badań grupy naukowców kierowanych przez Pinky McKay – pochodzącą z Australii konsultantkę laktacyjną i autorkę wielu poradników dla rodziców. 2. Mówi stanowcze „nie!” To właśnie u trzylatków gwałtownie rozwija się mowa. Maluch coraz więcej rozumie i zdaje sobie sprawę z tego, co się do niego mówi. I właśnie dlatego na wiele decyzji podejmowanych przez rodziców mówi stanowcze „nie!”. Bo nie chce iść na sanki, nie chce zjeść śniadania albo nie podoba mu się bluza, którą ma nałożyć do przedszkola. Przez długi czas mama była na jego każde zawołanie, ocierała łzy i ratowała z wszystkich opresji. Teraz, gdy nauczył się chodzić i mówić, rodzice zaczynają traktować go nieco inaczej. Chcą, by stawał się bardziej samodzielny. Na to maluch nie jest gotowy. - Mój syn w grudniu skończył trzy lata. Wcześniej nie miałam z nim żadnych problemów wychowawczych. Był grzeczny, choć pełen energii. Ostatnio jednak zauważyłam zmianę w jego zachowaniu. Kacper na większość moich próśb reaguje słowem „nie”, potrafi nawet tupnąć nogą lub rzucić zabawką w przypływie złości. Zauważyłam, że im większą uwagę zwracam na niego w takich sytuacjach, tym wykazuje on większy upór i bunt. Zdecydowanie lepiej działa ignorowanie, a gdy się uspokoi - spokojna rozmowa. W naszym przypadku sprawdziła się również konsekwencja. Syn wie, że gdy rzuci zabawką, będzie mu ona zabrana na jeden dzień. Chce całego batonika, a dostanie tylko połowę, i w złości nim rzuci? Trudno, nie dostanie słodyczy wcale. To naprawdę działa, bo zauważyłam, że syn zaczyna się hamować. Bierzemy pod uwagę również kompromisy – mówi Kinga, mama trzyletniego Kacpra. 3. Dyskusje dużego z małym Zdarza się, że trzylatek swój upór w dążeniu do celu wyraża poprzez dyskusję. Nie krzyczy, nie złości się. Po prostu oczekuje uwagi rodziców. - Jasiek dyskutuje ze mną zawsze, gdy ma swoje zdanie, a ja chcę go przekonać do swojego. Nie jest to bunt w tradycyjnym rozumieniu, ani pyskowanie. Raczej właśnie dyskusja. Choć - przyznaję - czasem doprowadza mnie do szału, bo akurat się spieszymy, wybieramy gdzieś albo jest inna potrzeba. Czasem zdarza się atak złości, rzucanie na podłogę. Mówię wtedy do niego, że jestem obok i możemy porozmawiać. I zawsze kończy się na wymianie zdań – opowiada Maria, mama trzyletniego Jaśka. Bunt trzylatka to trudny okres dla każdego rodzica (123RF) 4. Naukowcy radzą Zdaniem naukowców, za bunt trzylatków może odpowiadać zbyt duża liczba godzin spędzanych przed telewizorem. Oglądanie bajek zaburza u dzieci umiejętność wyzwalania emocji oraz okazywanie nastroju. Warto także zastanowić się nad ograniczeniem spożywanych przez maluchów czekolad, lizaków czy batonów. To właśnie cukier jest bezpośrednią przyczyną wzmożonej energii u najmłodszych. Eksperci są zdania, że dobrym sposobem na przetrwanie tego buntowniczego czasu jest dystans do zachowania i tego, co mówi trzylatek. Nie warto wdawać się w dyskusję i niepotrzebnie krzyczeć na dziecko. Zdenerwowany malec będzie przecież krzyczał wraz z tobą, a nawet będzie próbował cię przekrzyczeć i pokazać, że to on ma rację. Maluch nie będzie miał czasu na buntownicze zachowania, gdy jasno określimy mu zadania do wykonania. Dla przykładu – trzyletnie dziecko może już samodzielnie sprzątać po sobie zabawki czy układać swoje ubranka. polecamy Artykuł zweryfikowany przez eksperta: Mgr Katarzyna Bilnik-Barańska Dyplomowany psycholog i coach. Absolwentka Szkoły Coachów i Trenerów Grupy TROP.
Bunt trzylatka. Czy coś o tym wiem? Och. Tylko troszeczkę… 😀 Poniedziałek jakich wiele Milena wstała – nie bez poganiania, że się spóźnimy. Ubrała się – nie bez wydziwiania, że skarpetki nie te. Dobra, idzie jeść śniadanie. Nagle rzut na podłogę i ryk twarzą w parkiet: ja chcęęęę maliiiinyyyy! Dla niezorientowanych w problemach trzylatka: pewnie myślała, że malin nie ma. Ha! Dobrze Mimi, już ci daję maliny. Zdziwiona wstaje i patrzy jak nakładam owoce na talerz. Rzut na kafle i dziki wrzask: nie na talerzyku, tylko w miseczceeeeee! Emocje moje i jej W myślach liczę do dziesięciu. W głowie huczy: ulegaj dziecku w przypadku błahych problemów, pozwalaj decydować, szczególnie jak chodzi o pierdoły, nie upieraj się tak jak ono. Przewracam oczami, ale kucam i przytulam potwora. Myślę, nazwij złe emocje i pomóż dziecku się z nimi uporać. I mówię, rozumiem, że jesteś zła (jakkolwiek idiotycznie to brzmi, bo kurde, czy my naprawdę mówimy o malinach…). Przypominam sobie, nie krzycz, mów spokojnie, to ona też się uspokoi. Widzę, że jesteś zła. Jak jesteś zła, to nie krzycz proszę na mnie. Nie podoba mi się twój krzyk. Powiedz mi, jak mogę Ci pomóc. Jak jesteś zła, to chodź się przytulić. Powtarzam te słowa niemal odruchowo, tak mniej więcej od kwietnia… Nasza mantra. I daję jej maliny w miseczce. Bunt trzylatka, a raczej ważny proces rozwoju Nie ma czegoś takiego, jak wiek buntu. To, co się dzieje z dziećmi w wieku od dwóch do trzech lat, który nazywa się okresem buntu dwulatka, to naturalny proces wydobywania się z całkowitej zależności od rodziców – do zależności tylko częściowej. To samo ma miejsce później w okresie dorastania. Kiedy dorośli próbują hamować ten proces albo decydować o tym, jak ma przebiegać, wtedy dziecko zaczyna się opierać. W tym czasie potrzebuje ono rodzica, które je doceni i wskaże drogę. Im bardziej natomiast będziemy mu stawiać granice i kontrolować, tym więcej będzie walki i konfliktów. Taki wiek to decydująca faza rozwoju dla dziecka, żeby wykształcić nowe umiejętności, zdobyć pewność siebie i rozwinąć poczucie własnej wartości. Wtedy także kształtuje się charakter i jakość relacji między rodzicem i dzieckiem. Proszę nie traktować rosnącej niezależności dziecka jako problem – lecz jako prezent! Całkiem łatwo jest ,,złamać’’ dwulatka, żeby był miły, posłuszny i grzeczny, ale potem wszyscy za to zapłacą. W tym okresie uniezależniania się dziecka, a także w czasie dorastania przekaz rodziców powinien brzmieć: ,,Jesteś OK taki, jaki jesteś. I takiego cię kochamy’’. Jesper Juul, żródło: Dzieci są ważne Idzie jeść. Oczekuję awantury z powodu koloru miseczki. Robię kawę. Przychodzi. Mamusiu, przepraszam Mamusiu, przepraszam. To wcale nie chodziło o maliny. Było mi źle. I zapomniałam, że mogę się przytulić. O rany. Chyba tylko rodzic jest w stanie zrozumieć dumę i wzruszenie, jakie mnie opanowało. Zatuliłabym moją mądrą dziewczynkę tak mocno mocnooooo!!!!!! I myślę sobie. Jak często mam wrażenie, że mówię do ściany. Albo już mi się wydaje, że najgorsze za nami, a potem znów widzę, że to kolejna faza. Ile razy tracę cierpliwość. A jednak. Warto…
Wiesz co czuję, kiedy mój czteroletni syn wyładowuje złość na drzwiach wejściowych? Kiedy odcina się od wszystkiego na placu zabaw po drobnym niepowodzeniu? Czy wiesz co czuje matka, której całusy straciły magiczną moc uzdrawiania? Nie spodziewałam się, że po czterech spokojnych latach pojawi się u nas ten niespodziewany gość. Bunt czterolatka nijak się ma do buntu tak naprawdę, ale pod czujnym wzrokiem obserwujących mnie ludzi czuję się jak najgorsza matka świata. W życiu przeszłam wiele rzeczy i mam za sobą pełną paletę uczuć. Części z nich nawet nie chcę sobie przypominać, a o istnieniu niektórych w ogóle nie miałam pojęcia. Kilka dni temu po raz pierwszy w życiu poczułam bezradność. Bo widzisz… Kiedy kłóciłam się kiedyś z mężem, to wiedziałam, że mogę trzasnąć drzwiami, wyjść i odetchnąć. Jak dzieci skakały sobie do oczu, ale nie lała się krew, też wychodziłam. Pałeczkę przejmował mój mąż, a ja mogłam po chwili na świeżym powietrzu spojrzeć na sytuację świeżym okiem. Ale kiedy zachowanie mojego syna zmieniło się diametralnie z dnia na dzień, widziałam jak męczy się sam ze sobą, nie mogłam zrobić kompletnie nic. Mogę tylko obserwować i być. Stres. Silny stres w takim malutkim człowieku (tak, czterolatek jest wciąż malutki) potrafi bardzo mocno wpłynąć na układ nerwowy. A my ten stres właśnie przechodzimy, bo syn miał w szkole dni próbne. Zaczęło się w porządku, ale w trakcie panie zmieniły mu grupę. Do tego dochodzą kłopoty językowe. Antoś rozumie już dużo, ale nie wszystko. Sprawnie porusza się po meandrach języka polskiego i chętnie odpowiada wychowawcom w ojczystym języku. Niezrozumienie ze strony dzieci i nauczycieli budzi w nim tak ogromną frustrację, że całą złość, stres i złe emocje wyładowuje w domu. Rozumiem to. Problem pojawia się w miejscu, w którym kończy się moja wytrzymałość. Momentami bezradność jest tak wielka, że sama zaczynam czuć się jak dziecko! Przecież bezradność to dziecięca cecha – tak do tej pory sądziłam. Jak to – bunt czterolatka? U mojego dziecka? Na dodatek w najgorszej wersji, czyli wrzask zostający w głowie na długo po tym jak się już skończy i całkowite odcięcie świadomości? Wciąż uczę się jak postępować i przeczekiwać początkowy etap, kiedy z młodym nie ma kontaktu. Bunt? Ale jaki bunt? Nie lubię tego określenia „bunt czterolatka”. Dobrze wiem, że jego zachowanie nie wynika z chęci robienia na złość. Gołym okiem widać, że dziecko nie radzi sobie ze skrajnymi emocjami. Powiesz mi teraz „jesteś dorosła, powinnaś wiedzieć, co robić!”. I będziesz miała rację. Dopiero musiałam nauczyć się postępowania w sytuacjach granicznych. Przez graniczne rozumiem takie, które są potencjalnie niebezpieczne dla synka. Kiedy już minęło parę ataków, postanowiłam zaryzykować i zapytać tę młodą tykającą bombę, czy czuje moment, w którym przychodzi do niego złość. Potwierdził i powiedział, że czasem czuje jak robi mu się bardzo, bardzo przykro. Dodał, że nie wie dlaczego tak jest i nie potrafi wtedy przestać płakać. Zapytałam też czy jest coś, co by mu w takim momencie pomogło. Wspólnie ustaliliśmy, że gdy poczuje TEN moment, przyjdzie do mnie i się mocno przytuli, bo to rozładowuje w nim stres. I wiecie co? Dzisiaj przyszedł do mnie już trzy razy. Widzę, że w moich objęciach czuje się bezpieczniej i od razu się rozluźnia. Nadal nie wiem co mogłabym jeszcze zrobić, bo moment, na który przypada histeria zazwyczaj jest niespodziewany. Do odpalenia bomby wystarcza mała iskra – brat zszedł pierwszy po schodach, kanapka miała skórkę albo piłka poleciała nie w tę stronę. Przeczytałam ciekawy artykuł na temat tego, że dzieci myślą o rodzicach jak o wszechmogących istotach, które potrafią zmieniać wodę w wino (swoją drogą: chciałabym!). Potrafią z dnia zrobić noc, ze świni konia, a z Kim Kardashian Pamelę Anderson. A nie, aż tak wszechmogący to nikt nie jest. To ciekawe spostrzeżenie otworzyło mi oczy. Zrozumiałam dlaczego syn nieraz chce żebym czytała w jego myślach, domyślała się wszystkiego i słyszała przez ściany jego szept. Bunt czterolatka nie istnieje, chociaż na potrzeby tego wpisu możemy sobie tak to nazywać. Terminologia jest absolutnie błędna i krzywdząca dla dziecka. Podobnie jak wszystkie opinie mówiące o tym, że dziecko jest niegrzeczne, weszło rodzicom na głowę. Albo że jest niewychowane lub wychowywane bezstresowo. Możesz się tylko domyślać, co mieli w głowach ludzie widzący jak niosę na rękach wijącego się czterolatka. Albo wtedy, gdy próbował przewrócić wózek lub położył się na trawie i walił pięściami w ziemię. To dziecko, proszę państwa, nie jest niegrzeczne. Wyraża swoje lęki i złość bez żadnych ograniczeń, bo nie potrafi inaczej. Jest jeszcze nieporadne i zdezorientowane. Jest targane emocjami, które rzuciły się z wielką paszczą na niego co najmniej jak hormony na mnie, gdy byłam w ciąży. Jeśli zobaczysz na ulicy czterolatka, który we Wrocławiu krzyczy tak, że można go usłyszeć pod Grudziądzem to albo właśnie patrzysz na mnie i mojego syna, albo na dziecko, którego mamę trzeba jak najszybciej zabrać na dobrą kawę i powiedzieć, że to normalne. I że to (chyba) kiedyś mija. Jeśli podobał Ci się ten wpis, zostań ze mną na dłużej: na FANPAGE’U SIMPLYANNA na INSTAGRAMIE będzie mi miło, jeśli udostępnisz ten wpis znajomym i zostawisz komentarz.
Po ostatnim wpisie na moim Facebooku pojawiły się komentarze, że w sumie kłopoty z niemowlakiem to nic w porównaniu z tykającą bombą zegarową jaką jest dwulatek, trzylatek, czterolatek. Że jak ten wpadnie w histerię, to już nic nie jest w stanie zatrzymać zniszczeń. Uśmiechałam się tylko do siebie, bo zupełnie się z tym nie zgadzam! Wcale nie dlatego, że mój syn się nie buntuje. O nie. I u nas awantury zdarzają się często. Jednak znam niezawodne sposoby na jego bunt. I chociaż wiem, jak dzieci się od siebie różnią, to idę o zakład, że moje metody (a przynajmniej któraś z nich!) przy twoim maluchu również się sprawdzą. A kto wie, może zadziałają także podczas małżeńskiej kłótni? Kiedy Kostek zaczął się buntować, słyszałam, żeby takie zachowania ignorować. Żeby wiedział, że nie ze mną te numery i więcej nie próbował. Cóż… U nas to absolutnie nie działało! Kiedy mój synek nie widział reakcji – nakręcał się coraz bardziej, bo myślał, że zwyczajnie go nie słyszę, a skoro go nie słyszę, to usłyszeć muszę, więc w efekcie… Słyszała go cała ulica ;). Zaczęłam więc kombinować inaczej i tak metodą prób oraz błędów odkryłam, że najlepszą odpowiedzią na bunt są trzy zachowania rodzica. 1. Rozmowa. Ten sposób wymaga od ciebie anielskiej cierpliwości i zrozumienia jednej podstawowej kwestii: dziecko nie krzyczy po to, żeby zrobić ci na złość. Nie krzyczy dlatego, że jest rozkapryszone albo – nie wiem – za punkt honoru postawił sobie doprowadzić cię do psychicznej ruiny. Nie. Ono po prostu nie potrafi poradzić sobie z własnymi emocjami. Ty też nie zawsze potrafisz, a przecież od swojego dziecka jesteś o dwadzieścia-trzydzieści lat starsza! Uwierz mi: jego ta sytuacja męczy jeszcze bardziej niż ciebie. Więc… Skoro jesteś starsza, musisz to jakoś rozwiązać. Tak, ty. Przeprowadzić swoje dziecko bezpiecznie na drugą stronę. Wyjaśnić mu, co czuje. Często wydaje nam się, że dzieci krzyczą „bez powodu”, ale powód jest zawsze, tylko może ono samo nie wie jaki? Twoim obowiązkiem jest z dzieckiem do tego dojść. Może jest zazdrosne o to, że więcej czasu poświęcasz jego rodzeństwu? A może coś się stało w przedszkolu? U nas często krzyk jest zwiastunem choroby: Kostkowi nic się nie podoba, bo najzwyczajniej w świecie zaczyna czuć się źle. Nie ignoruj buntu swojego dziecka! Oczywiście to nie oznacza, że masz od razu spełniać wszystkie jego zachcianki. Lepiej tłumacz, dlaczego nie możesz się na coś zgodzić. Zawsze spokojnym tonem, nawet jeśli robisz to po raz tysięczny. Nie daj się wyprowadzić z równowagi, bo to na pewno nie pomoże! Kiedy dziecko zrozumie, że „nie” znaczy „nie” (zazwyczaj po kwadransie-dwóch, chociaż rodzicowi wydaje się, że to trwa wieczność!), przytul je i wytłumacz, co przed chwilą czuło. Powiedz, że krzyczało, bo było złe, chciało dostać czekoladę, ale nie może, bo zaraz będzie obiad, a czekoladę zjemy na deser. Jeśli masz starsze dziecko, zamiast nazywać jego emocje, możesz zadawać pytania, niech ono opowie, jak się czuło i dlaczego. Ważne, żeby wiedziało, że to była złość, złość jest normalna, każdy ją czasami czuje, ale zawsze lepiej wtedy wszystko sobie wyjaśnić i dojść do jakiegoś rozwiązania niż się przekrzykiwać. 2. „Chcę się do ciebie przytulić!”. Najlepszy sposób, kiedy jesteście w centrum handlowym i nie chcesz odstawiać szopki na środku korytarza. Reakcja mojego kilkulatka jest… Natychmiastowa! Wystarczy, że – kiedy krzyczy – powiem do niego: „Jest mi źle. Mogę się do ciebie przytulić?”, a on zamiera w pół słowa. Wtedy ja biegnę do niego z otwartymi ramionami oraz mokrymi całusami, ściskam go i obejmuję mocno, równocześnie czując, jak nagle cały stres z niego opada (no bo przyznaj sama – kto się nie lubi przytulać?). Mówię mu przy tym, jak bardzo tego potrzebowałam i chociaż on nie odpowiada nic, to wiem, że potrzebował tego jeszcze bardziej ode mnie. To ważne, żeby nie pytać: „Chcesz się przytulić?”, bo dziecko jest na ciebie złe i na pewno odpowie, że nie, nie ma ochoty, nie teraz, w tej chwili – słuchaj mamo! – to ja chcę czekoladę!!! Pamiętaj – to ty potrzebujesz przytulenia. Nie znam osoby, która by odmówiła (a próbowałam nawet z moim mężem!). Synka zawsze wtedy głaskam po głowie, sadzam sobie na kolanach i tłumaczę mu na ucho: „Widzisz jak fajnie się przytulać? Lepiej się przytulać niż na siebie krzyczeć”, a kiedy on przyznaje mi rację, gładko przechodzimy do punktu pierwszego czyli do rozmowy o emocjach. 3. Naśladowanie. Widziałam to na jakimś filmiku na Facebooku i pewnego dnia postanowiłam spróbować. To raczej nie jest sposób do wykorzystania przy ludziach, no chyba że masz gdzieś komentarze innych. Sprawdza się przy błahych kłótniach i szybko rozładowuje napięcie. Nie próbuj, kiedy dziecko jest zmęczone, rozdrażnione albo zdążyło się już na dobre rozkręcić. W skrócie chodzi o to, żeby zacząć je naśladować. Ono krzyczy: „Chcę czekoladę! Teraz chcę czekoladę! Masz mi kupić czekoladę, słyszysz?!!!”, na co ty zaczynasz w podobnym tonie: „A ja chcę sukienkę! Teraz chcę nową sukienkę! Kupisz mi sukienkę???”. Kostek zawsze na to wybucha śmiechem :). Jeszcze coś tam próbuje powiedzieć, ale że jestem nad wyraz uparta i naprawdę chcę nową sukienkę, to szybko dochodzi do wniosku, że nie ma sensu wykłócać się z kimś tak niepoważnym i niedojrzałym jak ja. Plus jest taki, że całą „awanturę” kończycie w naprawdę dobrych humorach, zanim w ogóle się zacznie. Po takiej scenie mój trzylatek rozumie, że krzyk nie jest żadnym rozwiązaniem, i że lepiej porozmawiać. Bo w tym wszystkim wcale nie chodzi o to, żeby nasze dzieci były grzeczne, ciche i spokojne. Żeby przestały walczyć o swoje i więcej się nie upierały. Nie, upór to całkiem fajna cecha charakteru :). Więc niech mówią! Co czują, czego chcą… Ale z poszanowaniem granic innych. (11 956 odwiedzin wpisu)
bunt trzylatka dorota zawadzka